Lilianie, bo mnie zmotywowałaś. :)
Oraz Fruits - bo bez ciebie nie powstałby ten rozdział. ♥
''Wtorek, 3.10.2001r.
Drogi tatusiu!
Minął kolejny tydzień. Powoli zaczynam przyzwyczajać się do panujących tu norm, co jednak nie oznacza, że się do nich przystosowuję.
Dosyć niedawno poznałam dziewczynę, Ludmiłę Ferro. Ukrywała się przez ten czas, uniemożliwiając tym samym jej zmienienie. Bała się, co chyba jest zrozumiałe. Spotkaliśmy ją (ja, Diego oraz Federico) w pokoju Hermaneza, gdzie siliła się czekoladą, którą chłopak miał schowaną ''na czarną godzinę''. Ludmiła jest słaba, podatna na zmiany, ale ja też byłam słaba, a teraz jestem silna. Ona też będzie. Myślę, że ta szkoła jest lepsza niż siedzenie z matką w domu i słuchanie o tym jaki ten świat jest zły.
Właściwie... Myślisz, że przyjdzie na dzień odwiedzin? Może mnie stąd zabierze i zapisze do normalnej szkoły? Czy ona mnie kocha choć odrobinę, tatusiu?
Nie dam się zmienić. Sobą.
Natalia
^~*~^
Z wahaniem musnęła wierzchem dłoni mahoniowe drzwi. Ręka błyskawicznie do nich przywarła. Kolejny gest -
zgubienie, czy też
wybawienie? Nie wie. Odrywa rękę i przygryza wargę, zawsze tak robi, kiedy jest zdenerwowana. W końcu odważa się zapukać.
- Wejść. - Słyszy beznamiętny ton. Wchodzi, przybiera maskę obojętności. Źle rozgrywa karty.
- Ludmiła Ferro - mówi rudowłosa kobieta, przeszywając dziewczynę wzrokiem. - Usiądź, proszę.
Wykonuje polecenie nie spuszczając wzroku z kobiety, ta uśmiecha się.
Bądź czujna, spokojna, nie daj się ponieść emocjom, nakazuje sobie przed zadaniem pytania:
- Co zamierza pani ze mną zrobić?
- Wykonać jakieś satanistyczne obrzędy, a co innego? - parska. W jej oczach widać wyraźne rozbawienie.
- To nie jest śmieszne - warczy. - Czyli mogę już iść?
- Teoretycznie. Tylko dam ci klucze od pokoju. Ale chciałabym wiedzieć dlaczego uciekłaś.
- Bo mnie nastraszono. - W jej oczach błyszczą łzy. - Dlaczego pracuje pani w takim strasznym miejscu?
- To miejsce, aniołku, nie jest wbrew pozorom takie okropne. Uczy jak pozostać skałą, jak iść mimo wszystko. Miałam kiedyś syna - mówi jakby dławiąc się każdym słowem. - Leóna, uciekł, bo nie podołał życiu, choć miał lat zaledwie trzynaście. Gdyby trafił tutaj... Pewnie byłby ze mną nadal, a teraz? Nawet nie wiem czy żyje - mówi wpatrując się w zdjęcie na biurku - pewnie tego chłopca.
- Nie warto tracić czasu na zastanawianie się "co by było gdyby...". Stało się to się nie odstanie. Tęskni pani za nim?
- Oczywiście - zaciska pięści, głos jej drży.
- Wie pani, co mi powiedziała kiedyś mama? Że ból jest nieodłączną częścią naszego życia i trzeba go zaakceptować.
- Mama ma rację. No idź już, powiem pannie Cararze, że nasza zguba się wreszcie odnalazła. Nie bój się, nic ci się tu nie stanie. - Wyjmuje z szafki klucz i rzuca na biurko. Nie zaszczyca jej już spojrzeniem, skupia całą swoją uwagę na jakiś papierach.
Ludmiła niepewnie chwyta przedmiot. Bez słowa opuszcza pokój.
- Kiedy... - przełyka ślinę. - Kiedy mnie stąd wydostaniesz?
- Już niedługo, Lara, proszę. Bądź cierpliwa.
- Ile mam jeszcze czekać?! - wrzeszczy, ale po chwili uświadamia sobie gdzie się znajdują. Ścisza głos. - No ile? Miałeś znaleźć nam jakieś lokum już kilka miesięcy temu! W tym roku egzaminy. Nie jestem taka jak oni, wiesz, że nie zdam. Aktorka ze mnie marna.
- Gdzieś, w innym miejscu. Za jakiś czas, ale będzie dobrze. Wszystko się jakoś ułoży. Mnie też nie jest łatwo.
- Wiem, ale... - i urywa, bo nie wytrzymuje napięcia między nimi. Coś ją do niego przyciąga. Całuje go, trochę niepewnie, ale on oddając pocałunek niszczy całe spięcie między nimi.
Smak jego ust. Mięta z cytryną. To nie jest zwykły smak. To bezpieczeństwo. To poczucie szczęścia.
- Blee! - krzywi się dziewięciolatek zasłaniając oczy.
- Cicho, Diego! - towarzyszka piorunuje go wzrokiem - Słuchajmy dalej.
- Ale on się już od niej odessał i idzie. Widzisz?
- Kurczę. A miałam nadzieję, że usłyszymy coś więcej. Tak naprawdę to to jest ciekawa rozrywka, nie?
- Nie, to było ohydne. On się do niej przyssał jak jakaś ośmiornica - wzdryga się. Natalia przysuwa się bliżej chłopaka, czekając aż cofnie się spłoszony, jednak on tego nie robi. Odległość między ich ustami robi się coraz mniejsza, aż w końcu dotykają swoich warg. Muska jego usta. On robi to samo. Stoją sztywno na korytarzu, do chwili, w której Natalia wybucha śmiechem i odskakuje od chłopaka.
- Dobra, to było jednak ohydne - wyciera usta w rękaw.
- A nie mówiłem? - szczerzy się. Perdido ponownie wybucha śmiechem, a chłopak jej wtóruje.
- Diego! Zaraz lekcje. - Mówi i nie czekając na jego reakcję zrywa się biegiem.
Dobiegają zdyszani pod klasę. Nauczycielka na szczęście jeszcze nie przyszła. Stają w równym rzędzie obok Federico i Ludmiły.
- I jak, dowiedzieliście się czegoś? - pyta zaciekawiony Federico.
- Niczego, co mogłoby się nam przydać - brunetka krzywi się - A jak u ciebie, Ludmiła?
- W porządku - mówi zbyt szorstko, co nie pokoi Natalię. Chce zadać jej jeszcze jedno pytanie, ale przerywa jej wrzask nauczycielki.
- CISZA! - Jej wzrok przeszywa wszystkich uczniów. - Dobrze, wejdźcie - mówi już łagodniej. Pani Angeles, nauczycielka muzyki, to jedna z nielicznych starszych osób, które Natalia darzy w tym miejscu sympatią.
- Kochani, nasza szkoła, jak co roku wystawia musical. Uprzedzając wasze pytanie; nikt poza mną nie macza palców w scenariuszu, więc nie obawiajcie się, o żadnych złach tego świata mowy nie będzie. Wystawiamy znaną wszystkim bajkę Śpiącą Królewnę. Jest ktoś chętny do roli Aurory? - rozgląda się po sali - Widzę, że dużo osób. Dobrze, za chwilę urządzimy tak zwany casting. Wyniki
zostaną wywieszone na tablicy ogłoszeń jutro po południu.
^~*~^
- Maximilianie! - rzuca z promiennym uśmiechem rudowłosa dziewczyna goniąc chłopaka, który zabrał jej plecak.
- No chodź tutaj, to ci go oddam - droczy się. Dziewczyna wie, że na nic zda się jej podejście, bo Maxi ucieknie dalej, dlatego zrezygnowana siada na kamiennych schodach przed szkołą.
- Dobra, masz. - Podaje jej plecak, a ona posyła mu triumfalny uśmiech. Wiedziała, że kiedy ona się podda, on też odpuści. Zna go na wylot, w końcu przyjaźnią się już osiem lat. A może jednak nie wie jaki jest naprawdę?
- Jutro z kumplami idziemy do tej szkoły 21, tam ponoć straszy! Idziesz z nami, Cam?
I to była jedna z cech, za którą go kochała. Mianowicie; to że nie widzi w niej bezbronnej dziewczynki, czy jakiejś nadętej lali, traktuje ją jak równą sobie, jak kumpla. Lubi być kumplem, bo nie interesują ją tematy na jakie plotkują jej koleżanki z klasy. Żadne cukierkowe sukieneczki, czy też dostawanie zawału na widok zdjęcia swojego ulubionego aktora w gazecie nie wchodzą w grę. Interesuje się sportem, piłka nożna to jej hobby - dlatego, między innymi, dogaduje się z chłopcami zdecydowanie lepiej.
- Jasne - mówi odgarniając rude pasmo włosów, które wpadło jej na oczy. - O której? I jak zamierzacie tam wejść? Przecież przed drzwiami stoi pełno tych takich ludzi... no wiesz, w czarnych strojach, z okularami i w ogóle...
- Zaraz po szkole, a strażnikami bym się nie przejmował, jakoś się wkradniemy. Peter zaproponował, że odwróci uwagę. Nie wydaje mi się, żeby miał to być jego akt odwagi, raczej tchórzostwa, bo wyznał mi kiedyś, że boi się duchów.
Camila wybucha śmiechem.
- Peter to jeszcze dzieciak, każdy to wie - mówi lekceważąco. - Przecież ta Jak Jej Tam, jego kuzynka, w której się zadurzyłeś mówiła, że śpi z misiami i ma piżamę w samochodziki.
- Ona ma na imię Agatha. - Prostuje chłopak. - I wcale się w niej nie zadurzyłem! Ma ładne oczy i tyle.
Rozmawiają jeszcze kilka minut, a potem wybija godzina ósma i rozbrzmiewa dzwonek na lekcje.
^~*~^
Siedzi sama w pokoju, pustym wzrokiem obserwuje ptaki za oknem walczące o pożywienie. Są takie wolne, ale czy szczęśliwe? Walczą, by przeżyć. Nie mogą być szczęśliwe. Tamten świat stał jej się teraz odległy... Powoli godzi się z myślą, że jej domem staje się Szkoła 21, że jej rodziną są uczniowie tej szkoły, a nie ci ludzie, którzy ją tutaj posłali.
Do jej uszu dobiegają trzy ciche puknięcia i jedno głośniejsze - to Natalia, Diego albo Federico. Tylko on znają ten szyfr. Bez namysłu otwiera drzwi.
- Federico - wzdycha na widok chłopaka. - Po co przyszedłeś?
- Pomyślałem... - rozgląda się energicznie po pokoju w poszukiwaniu wymówki - Pomyślałem, że możesz czuć się samotna - wypala w końcu.
- Nie potrzebuję cię, mam kredki i kartki, to mi wystarcza - mówi oschle, odkręca się na pięcie i zabiera się za malowanie.
- Jak tam chcesz! - tupie nogą, a potem z trzaskiem zamyka drzwi.
Ludmiła ponownie wzdycha. Patrzy jeszcze przez chwilę na drzwi. Chyba nie powinna być dla niego taka oschła. ''Trudno'' - rozlega się głos w jej myślach, nie lekceważy go. Sięga po kredki i maluje to co czuje. Rysunki to jedyna preferowana przez nią forma wyrażania emocji.
Żal; przemyka po twarzy, rozlewa się po sercu. Chce wyjść na zewnątrz, nie chce już tkwić we wnętrzu.
Tęsknota; błyszczy w oczach, zalewa łzami obraz świata, nie widać nic, tylko łzy, łzy...
Nadzieja; to promyk, który gości w sercu, kiedy tylko jest obok niej.
Ból; skrywany, schowany głęboko, owił już wszystkie wspomnienia związane z Nimi.
Złość; pozbawia kontroli, krwistoczerwoną barwą oblewa jego twarz; tylko przy niej.
''Bywają chwile, że tęsknota sprawia, iż człowiek czuje się jakby w potrzasku. Z jednej strony otacza go większość tego, co przyprawia o ten ból serca. Z drugiej natomiast to, co powoduje, że jego poranione serce w dalszym ciągu bije. To są te same rzeczy. Smutne, nieprawdaż?"
________________________________________________________________
Napisałam! Kto jest dumny? :D Ale tak poważnie, to nie przypuszczałam, że najdzie mnie ochota na pisanie tego po raz kolejny. Pozmieniałam trochę, chyba wyszło gorzej. Chociaż... tak szczerze to nie wyszło jakoś tragicznie. No może poza tą czwartą perspektywą - Maxi&Cami. Tak za słodko to wyszło, nie wiem. Musiałam dodać tę perspektywę, żeby się coś działo, żeby pokazać różnice pomiędzy Szkołą 21, a zwykłą szkołą. Może teraz tego nie opisałam, ale w kolejnych rozdziałach mam zamiar to zrobić. Ciekawa jestem, czy domyśliliście się głębszego znaczenia tego tytułu. Ech, boję się, że wyjdzie z tego kolejne cukierkowate opowiadanie. ;x
No dobrze, liczę na szczere opinie, misiaki! ♥
Kocham Was,
Hasy