sobota, 15 listopada 2014

Zawieszenie... na zawsze?

Hej, misiaki.
Mam nadzieję, że nikt nie czeka na rozdział, bo w sumie po co, uff. Ale z ostatnich komenatarzch mogę wywnioskować, że trochę Was obchodzi ten blog. Jednakże... Nie napiszę tu nic więcej. Nie teraz. Nie w tym czasie. Może kiedyś, ale wątpię. Muszę wam powiedzieć, (no, napisać) że ten blog to było świetne przeżycie. To samo dzieje się z blogiem o Lego - zawieszony na czas nieokreślony.
Możecie mnie znaleźć tutaj; http://tonight-dont-leave-me-alone.blogspot.com/
Bądź na asku; http://ask.fm/HasesValler, http://ask.fm/Ksiazkowo#_=_
Obiecuję, że będę miła. ;)
Pamiętajcie, że strasznie Was wszystkich kocham.
Nie dajcie się zmienić. Sobą.

Hasy Maja   

środa, 8 października 2014

Chapter third; Śmiech dojrzewających ananasów.

Lilianie, bo mnie zmotywowałaś. :)
Oraz Fruits - bo bez ciebie nie powstałby ten rozdział. ♥


''Wtorek, 3.10.2001r.  
Drogi tatusiu!
Minął kolejny tydzień. Powoli zaczynam przyzwyczajać się do panujących tu norm, co jednak nie oznacza, że się do nich przystosowuję.
Dosyć niedawno poznałam dziewczynę, Ludmiłę Ferro. Ukrywała się przez ten czas, uniemożliwiając tym samym jej zmienienie. Bała się, co chyba jest zrozumiałe. Spotkaliśmy ją (ja, Diego oraz Federico) w pokoju Hermaneza, gdzie siliła się czekoladą, którą chłopak miał schowaną ''na czarną godzinę''. Ludmiła jest słaba, podatna na zmiany, ale ja też byłam słaba, a teraz jestem silna. Ona też będzie. Myślę, że ta szkoła jest lepsza niż siedzenie z matką w domu i słuchanie o tym jaki ten świat jest zły. 
Właściwie... Myślisz, że przyjdzie na dzień odwiedzin? Może mnie stąd zabierze i zapisze do normalnej szkoły? Czy ona mnie kocha choć odrobinę, tatusiu? 
Nie dam się zmienić. Sobą.
Natalia
^~*~^

    Z wahaniem musnęła wierzchem dłoni mahoniowe drzwi. Ręka błyskawicznie do nich przywarła. Kolejny gest - zgubienie, czy też wybawienie? Nie wie. Odrywa rękę i przygryza wargę, zawsze tak robi, kiedy jest zdenerwowana. W końcu odważa się zapukać.
- Wejść. - Słyszy beznamiętny ton. Wchodzi, przybiera maskę obojętności. Źle rozgrywa karty.
- Ludmiła Ferro - mówi rudowłosa kobieta, przeszywając dziewczynę wzrokiem. - Usiądź, proszę.
Wykonuje polecenie nie spuszczając wzroku z kobiety, ta uśmiecha się. 
Bądź czujna, spokojna, nie daj się ponieść emocjom, nakazuje sobie przed zadaniem pytania:
- Co zamierza pani ze mną zrobić? 
- Wykonać jakieś satanistyczne obrzędy, a co innego? - parska. W jej oczach widać wyraźne rozbawienie. 
- To nie jest śmieszne - warczy. - Czyli mogę już iść? 
- Teoretycznie. Tylko dam ci klucze od pokoju. Ale chciałabym wiedzieć dlaczego uciekłaś. 
- Bo mnie nastraszono. - W jej oczach błyszczą łzy. - Dlaczego pracuje pani w takim strasznym miejscu? 
- To miejsce, aniołku, nie jest wbrew pozorom takie okropne. Uczy jak pozostać skałą, jak iść mimo wszystko. Miałam kiedyś syna - mówi jakby dławiąc się każdym słowem. -  Leóna, uciekł, bo nie podołał życiu, choć miał lat zaledwie trzynaście. Gdyby trafił tutaj... Pewnie byłby ze mną nadal, a teraz? Nawet nie wiem czy żyje - mówi wpatrując się w zdjęcie na biurku - pewnie tego chłopca.
- Nie warto tracić czasu na zastanawianie się "co by było gdyby...". Stało się to się nie odstanie. Tęskni pani za nim?
- Oczywiście - zaciska pięści, głos jej drży.
- Wie pani, co mi powiedziała kiedyś mama? Że ból jest nieodłączną częścią naszego życia i trzeba go zaakceptować.
- Mama ma rację. No idź już, powiem pannie Cararze, że nasza zguba się wreszcie odnalazła. Nie bój się, nic ci się tu nie stanie. - Wyjmuje z szafki klucz i rzuca na biurko. Nie zaszczyca jej już spojrzeniem, skupia całą swoją uwagę na jakiś papierach. 
Ludmiła niepewnie chwyta przedmiot. Bez słowa opuszcza pokój. 

- Kiedy... - przełyka ślinę. - Kiedy mnie stąd wydostaniesz?
- Już niedługo, Lara, proszę. Bądź cierpliwa.
- Ile mam jeszcze czekać?! - wrzeszczy, ale po chwili uświadamia sobie gdzie się znajdują. Ścisza głos. - No ile? Miałeś znaleźć nam jakieś lokum już kilka miesięcy temu! W tym roku egzaminy. Nie jestem taka jak oni, wiesz, że nie zdam. Aktorka ze mnie marna.
- Gdzieś, w innym miejscu. Za jakiś czas, ale będzie dobrze. Wszystko się jakoś ułoży. Mnie też nie jest łatwo.
- Wiem, ale... - i urywa, bo nie wytrzymuje napięcia między nimi. Coś ją do niego przyciąga. Całuje go, trochę niepewnie, ale on oddając pocałunek niszczy całe spięcie między nimi.
Smak jego ust. Mięta z cytryną. To nie jest zwykły smak. To bezpieczeństwo. To poczucie szczęścia.

- Blee! - krzywi się dziewięciolatek zasłaniając oczy.
- Cicho, Diego! - towarzyszka piorunuje go wzrokiem - Słuchajmy dalej.
- Ale on się już od niej odessał i idzie. Widzisz?
- Kurczę. A miałam nadzieję, że usłyszymy coś więcej. Tak naprawdę to to jest ciekawa rozrywka, nie? 
- Nie, to było ohydne. On się do niej przyssał jak jakaś ośmiornica - wzdryga się. Natalia przysuwa się bliżej chłopaka, czekając aż cofnie się spłoszony, jednak on tego nie robi. Odległość między ich ustami robi się coraz mniejsza, aż w końcu dotykają swoich warg. Muska jego usta. On robi to samo. Stoją sztywno na korytarzu, do chwili, w której Natalia wybucha śmiechem i odskakuje od chłopaka. 
- Dobra, to było jednak ohydne - wyciera usta w rękaw.
- A nie mówiłem? - szczerzy się. Perdido ponownie wybucha śmiechem, a chłopak jej wtóruje. 
 - Diego! Zaraz lekcje. - Mówi i nie czekając na jego reakcję zrywa się biegiem.

    Dobiegają zdyszani pod klasę. Nauczycielka na szczęście jeszcze nie przyszła. Stają w równym rzędzie obok Federico i Ludmiły.
- I jak, dowiedzieliście się czegoś? - pyta zaciekawiony Federico.
- Niczego, co mogłoby się nam przydać - brunetka krzywi się - A jak u ciebie, Ludmiła? 
- W porządku - mówi zbyt szorstko, co nie pokoi Natalię. Chce zadać jej jeszcze jedno pytanie, ale przerywa jej wrzask nauczycielki.
- CISZA! - Jej wzrok przeszywa wszystkich uczniów. - Dobrze, wejdźcie - mówi już łagodniej. Pani Angeles, nauczycielka muzyki, to jedna z nielicznych starszych osób, które Natalia darzy w tym miejscu sympatią.
- Kochani, nasza szkoła, jak co roku wystawia musical. Uprzedzając wasze pytanie; nikt poza mną nie macza palców w scenariuszu, więc nie obawiajcie się, o żadnych złach tego świata mowy nie będzie. Wystawiamy znaną wszystkim bajkę Śpiącą Królewnę. Jest ktoś chętny do roli Aurory? - rozgląda się po sali - Widzę, że dużo osób. Dobrze, za chwilę urządzimy tak zwany casting. Wyniki 
zostaną wywieszone na tablicy ogłoszeń jutro po południu.
^~*~^


- Maximilianie! - rzuca z promiennym uśmiechem rudowłosa dziewczyna goniąc chłopaka, który zabrał jej plecak.
- No chodź tutaj, to ci go oddam - droczy się. Dziewczyna wie, że na nic zda się jej podejście, bo Maxi ucieknie dalej, dlatego zrezygnowana siada na kamiennych schodach przed szkołą. 
- Dobra, masz. - Podaje jej plecak, a ona posyła mu triumfalny uśmiech. Wiedziała, że kiedy ona się podda, on też odpuści. Zna go na wylot, w końcu przyjaźnią się już osiem lat. A może jednak nie wie jaki jest naprawdę?
- Jutro z kumplami idziemy do tej szkoły 21, tam ponoć straszy! Idziesz z nami, Cam? 
I to była jedna z cech, za którą go kochała. Mianowicie; to że nie widzi w niej bezbronnej dziewczynki, czy jakiejś nadętej lali, traktuje ją jak równą sobie, jak kumpla. Lubi być kumplem, bo nie interesują ją tematy na jakie plotkują jej koleżanki z klasy. Żadne cukierkowe sukieneczki, czy też dostawanie zawału na widok zdjęcia swojego ulubionego aktora w gazecie nie wchodzą w grę. Interesuje się sportem, piłka nożna to jej hobby - dlatego, między innymi, dogaduje się z chłopcami zdecydowanie lepiej.
- Jasne - mówi odgarniając rude pasmo włosów, które wpadło jej na oczy. - O której? I jak zamierzacie tam wejść? Przecież przed drzwiami stoi pełno tych takich ludzi... no wiesz, w czarnych strojach, z okularami i w ogóle...
- Zaraz po szkole, a strażnikami bym się nie przejmował, jakoś się wkradniemy. Peter zaproponował, że odwróci uwagę. Nie wydaje mi się, żeby miał to być jego akt odwagi, raczej tchórzostwa, bo wyznał mi kiedyś, że boi się duchów.
Camila wybucha śmiechem.
- Peter to jeszcze dzieciak, każdy to wie - mówi lekceważąco. - Przecież ta Jak Jej Tam, jego kuzynka, w której się zadurzyłeś mówiła, że śpi z misiami i ma piżamę w samochodziki. 
- Ona ma na imię Agatha. - Prostuje chłopak. - I wcale się w niej nie zadurzyłem! Ma ładne oczy i tyle.
Rozmawiają jeszcze kilka minut, a potem wybija godzina ósma i rozbrzmiewa dzwonek na lekcje.
^~*~^

   Siedzi sama w pokoju, pustym wzrokiem obserwuje ptaki za oknem walczące o pożywienie. Są takie wolne, ale czy szczęśliwe? Walczą, by przeżyć. Nie mogą być szczęśliwe. Tamten świat stał jej się teraz odległy... Powoli godzi się z myślą, że jej domem staje się Szkoła 21, że jej rodziną są uczniowie tej szkoły, a nie ci ludzie, którzy ją tutaj posłali. 
Do jej uszu dobiegają trzy ciche puknięcia i jedno głośniejsze - to Natalia, Diego albo Federico. Tylko on znają ten szyfr. Bez namysłu otwiera drzwi. 
- Federico - wzdycha na widok chłopaka. - Po co przyszedłeś?
- Pomyślałem... - rozgląda się energicznie po pokoju w poszukiwaniu wymówki - Pomyślałem, że możesz czuć się samotna - wypala w końcu.
- Nie potrzebuję cię, mam kredki i kartki, to mi wystarcza - mówi oschle, odkręca się na pięcie i zabiera się za malowanie.
- Jak tam chcesz! - tupie nogą, a potem z trzaskiem zamyka drzwi.
Ludmiła ponownie wzdycha. Patrzy jeszcze przez chwilę na drzwi. Chyba nie powinna być dla niego taka oschła. ''Trudno'' - rozlega się głos w jej myślach, nie lekceważy go. Sięga po kredki i maluje to co czuje. Rysunki to jedyna preferowana przez nią forma wyrażania emocji.

Żal; przemyka po twarzy, rozlewa się po sercu. Chce wyjść na zewnątrz, nie chce już tkwić we wnętrzu.
Tęsknota; błyszczy w oczach, zalewa łzami obraz świata, nie widać nic, tylko łzy, łzy...
Nadzieja; to promyk, który gości w sercu, kiedy tylko jest obok niej.
Ból; skrywany, schowany głęboko, owił już wszystkie wspomnienia związane z Nimi.
Złość; pozbawia kontroli, krwistoczerwoną barwą oblewa jego twarz; tylko przy niej.

''Bywają chwile, że tęsknota sprawia, iż człowiek czuje się jakby w potrzasku. Z jednej strony otacza go większość tego, co przyprawia o ten ból serca. Z drugiej natomiast to, co powoduje, że jego poranione serce w dalszym ciągu bije. To są te same rzeczy. Smutne, nieprawdaż?"
________________________________________________________________
Napisałam! Kto jest dumny? :D Ale tak poważnie, to nie przypuszczałam, że najdzie mnie ochota na pisanie tego po raz kolejny. Pozmieniałam trochę, chyba wyszło gorzej. Chociaż... tak szczerze to nie wyszło jakoś tragicznie. No może poza tą czwartą perspektywą - Maxi&Cami. Tak za słodko to wyszło, nie wiem. Musiałam dodać tę perspektywę, żeby się coś działo, żeby pokazać różnice pomiędzy Szkołą 21, a zwykłą szkołą. Może teraz tego nie opisałam, ale w kolejnych rozdziałach mam zamiar to zrobić. Ciekawa jestem, czy domyśliliście się głębszego znaczenia tego tytułu. Ech, boję się, że wyjdzie z tego kolejne cukierkowate opowiadanie. ;x 
No dobrze, liczę na szczere opinie, misiaki! ♥
Kocham Was,
Hasy

niedziela, 14 września 2014

Chapter second: Jak najgorszy koszmar...



''Wtorek, 20.09.2001r.

Tatusiu!
Jestem w Szkole Życia 21 od wczoraj. Nie podoba mi się tu, to miejsce jest straszne. Ale poznałam kolegę, ma na imię Diego i jest naprawdę fajny. Dałam mu moją kaczkę Elę, a on nazwał ją Dziobaty. Chyba myśli, że to chłopak, hihi. Jest taki zabawny! Nie wiem dlaczego mamusia mnie tutaj wysłała, uważa, że to dla mojego dobra, ale ja się boję...
Do jutra tatusiu. 
Nie dam się zmienić. Sobą''

Zamyka fioletowy pamiętnik i mozolnym krokiem opuszcza pokój. Przed drzwiami spotyka Diego, kąciki jej ust lekko unoszą się ku górze na jego widok. Podaje mu swoją zimną dłoń, a on bez wahania ją chwyta.
- Poznałem fajnego kolegę, wiesz? Mieszka tutaj. - wskazuje na drzwi obok jego, wyraz jego twarzy przybiera maskę radości - Ma na imię Federico, ale będę mówił na niego Feder. Chcesz go poznać?
Ma niepewną minę, ale w końcu godzi się.
- Feder to jest Naty, Naty to jest Feder - przedstawia ich nie przestając się uśmiechać. Jak on to robi, że uśmiech nie schodzi mu z ust?

- Cześć, Naty - Federico podaje jej rękę, a ona patrzy na niego spod byka.
- Sobą? - pyta. Chłopak nie odpowiada, ma zmieszane spojrzenie.
- Sobą, Naty. - mówi Diego i wsadza jej dłoń w jego. Natalia niepewnie zerka na niego, jakby pytając czy na pewno, a on kiwa zachęcająco głową.
- Będziemy takim trio niezwyciężonych! - kwituje z entuzjazmem przyjaciel - Nie damy się zmienić tym złym ludziom - dodaje nieco ciszej, tak że tylko Natalia i Federico go słyszą.
- Zmienić? - dopytuje się, równie cicho Federico.
- Tak, chcą z nas zrobić... - zamyśla się - takie roboty co sprawiają, że inni ludzie płaczą.
- Aha - kiwa głową, jakby ta wiadomość nie była dla niego nowością. - To źle?
- Bardzo źle! - krzyczą na raz Diego i Natalia.
- Aha. - powtarza- To okay, sobą.
- Sobą - mówi  Diego.
- Sobą - potwierdza Naty.
*
Poza normalnymi zajeciami takimi jak matematyka, czy angielski są tutaj też odrobinę inne przedmioty... Na przykład lekcje ''być najlepszym'' lekcje ''sarkazmu, ironii i niemiłych słów'', lekcje ''jak upokarzać'', czy lekcje ''fałszywej życzliwości''.
- Musicie się otaczać ludźmi! - ogłasza pani Cararra na co tygodniowej lekcji ''być najlepszym'' - Nie możecie być sami, bo wtedy nikt nie potraktuje was jak kogoś, kto ma zadatki na gwiazdę! Musicie mieć wokół siebie ludzi, ale nie możecie się przywiązać do tych ludzi! W żadnym wypadku nie możecie kogoś - robi minę, jakby słowo które za chwilę wypowie nie chciało przejść jej przez gardło - kochać.  Miłość jest dobra, ale niszczy. Prędzej czy później każdy kogo złapie w swoje sidła zostanie zgładzony. Dlatego pamiętajcie; miłość jest zła. Nie można kochać. Powtórzcie.
- Miłość jest zła. Nie można kochać - odpowiada monotonnym chórem klasa.

    Natalia siedzi, zgarbiona i słucha bzdur, które są tu wykładane. Bawi się znudzona i zażenowana ołówkiem, który obraca po całej ławce. Nagle robią się jej przed oczami mroczki, a całą ją oblewa zimny pot.
   Piszczy.
Mdleje.
Leży bezwładnie na ziemi, nie mogąc unieść ciężkich powiek i czeka, aż wreszcie ktoś podejdzie pomóc jej wstać.
Słyszy kroki.
- Diego, nie. Wstanie sama - ktoś odzywa się zimno i kroki nagle ustają. Nasłuchuje dalej; protest Diego, poparcie Federico, wrzask nauczycielki, cisza, dalszy ciąg wykładu.
Po raz kolejny próbuje unieść powieki, które ciążą na jej twarzy. Bezskutecznie. Usta również odmawiają posłuszeństwa, dlatego ulatnia się z nich nic nie znaczące; aghyhmf. Zero reakcji, jakby nikt nie usłyszał, a nauczycielka dalej próbuje wpoić wszystkim jej prawdę. Zbiera się w sobie i wstaje, oczy oraz usta ulegają i umożliwiają jej kontrolę nad nimi. Siada z powrotem na swoim miejscu, bez słowa, rozmasowuje zbolały kark. Federico po cichu podaje jej kartkę:

Od: Diego.
Do: Naty.
Co się stało? Dobrze się czujesz? Chciałem podejść, ale panna Cararra mi nie pozwoliła. Odpisz.

Od: Naty.

Do: Diego.
Nie wiem, nagle straciłam przytomność. Bolą mnie plecy, wszystko mnie boli. 

Od: Diego.

Do: Naty.
Pójdziemy do pielęgniarki, nie bój się.

Od: Naty.

Do: Diego.
Tu jest ktoś taki? Diego, to jest, jak najgorszy koszmar. Pogadamy na przerwie. Nie pisz już, bo zaraz nas nakryją i będziemy musieli usiąść jeszcze dalej od siebie. Albo nawet nas coś zrobią, wiesz jacy oni są...

Diego po odczytaniu kartki kieruje w jej stronę uśmiech zrozumienia, ona też się uśmiecha, a raczej próbuje to zrobić, jej wyraz twarzy z natury jest smutny i przygnębiony.

*

- Te obiady tutaj są obrzydliwe - krzywi się Feder, wąchając szarą papkę na talerzu. 
- Wiem, ale z chęcią oddam ci moje zielone coś, za twoje szare coś - proponuje Naty, a Diego parska śmiechem.
- A ja mam w pokoju coś co jest jadalne - mówi z łobuzerskim uśmiechem Hermanez.
Idą do pokoju, milczenie im nie ciąży, to dobry znak. Powiadają, że jeżeli nie potrafisz wytrzymać z kimś dłuższego okresu czasu w milczeniu, bo ono wam doskwiera, ten ktoś nigdy nie zostanie twoim przyjacielem. Dochodząc do pokoju, do ich uszu, zza drzwi pokoju Diego, dobiega mlaskanie. Przyjaciele wymieniają zdziwione spojrzenia. Jedno z nich niepewnie chwyta klamkę i szybkim ruchem otwiera drzwi.
- Dziewczyna - stwierdza Diego.
- Nieznana nam dziewczyna - stwierdza Naty.
- Prześliczna dziewczyna - stwierdza Federico. Diego trąca go łokciem, a intruz wybucha krótkim śmiechem, po czym próbuje zwiać z pokoju. Nie pozwalają jej; Natalia chwyta blondynkę za włosy. Pisk. Diego zakrywa jej usta. Niezrozumiałe rozpaczliwe słowa. Federico gładzi ją po ręce. Zirytowane tupnięcie nogą.
- Uspokój się. - nakazuje stanowczo Perdido. Dziewczyna ponownie tupie nogą i wskazuje na zakryte usta.
- A nie krzykniesz? - pyta znudzony. Kręci przecząco głową. Odrywa rękę, blondynka bierze głęboki oddech.
- Jestem Ludmiła. Ludmiła Ferro.
Następuje cisza. Federico nadal patrzy tym samym zakochanym wzrokiem, Naty ma minę, jakby w środku niej odbywała się jakaś bitwa, a Diego patrzy pustym wzrokiem na niedojedzoną czekoladę, pozostawioną przez Ferro.
- Powinnam iść do pani Angeliki...
- Nie - mówi stanowczo Hermanez i podchodzi do Ludmiły. - Powiedz nam dlaczego się ukrywasz.
- Bo oni są źli - odpowiada bez namysłu.
- To wiemy.
- Chcą nas zmienić.
- To również wiemy.
Blondynka tupie nogą.
- To dla was nic?! - wrzeszczy.
- Po prostu nie daj im się zmienić, - mówi łagodnym głosem - ukrywanie się to idiotyzm. Znajdą cię. A jeśli nie, umrzesz z głodu, nie mam więcej jedzenia.
- Uważasz, że mam iść... tam...?
- I powiedzieć, że cię nastraszyli, czy coś. Że bałaś się i dlatego ukryłaś.
- No to ja...
~~~~~~~~~~~~~~
Kolejna tragedia - ba dum tss a.
Nie no, serio, ja wiem, że takie rozczulanie się nad beznadziejnością swoich prac, jest żałosne, ale nie umiem inaczej. To jest złe.
Tyyyle dialogu. Ja przeginam, wiem. Ale opisy są dla mnie męczące, dlatego ich nie stosuję, powinnam, prawda?
Zresztą; ocenę zostawiam wam.
O! Jakby ktoś chciał to została dodana zakładka ''marionetki'', zapraszam tam :)
Buziaki ;*
Hasy

niedziela, 24 sierpnia 2014

Chapter first: Jestem sobą. Jestem. Będę.



Łzy, w oczach małego dziecka potrafią zmiękczyć każde serce. Co więc ma robić dziecko, kiedy ktoś nie ma serca?

- Nie chcę tam iść, mamo! - wrzeszczy zalana łzami dziesięciolatka, tupiąc przy tym energicznie nogą w drewnianą podłogę.
- Musisz tam iść, córeczko. Będzie fajnie. Tylko pamiętaj o formułce. Bądź człowiekiem. - Ostatnie słowo wypowiada z niekrytą odrazą.

Skoro bycie człowiekiem ją odrzuca, dlaczego chce by nasze dziecko nim się stało?

- Ale... ale mami... - Zaczyna ponownie, jednak matka nie pozwala jej dokończyć.
- Dosyć, Natalio. - Mówi ostro i patrzy na nią gniewnie, a dziecko momentalnie przerywa szloch. Zna to spojrzenie, aż za dobrze, mówi ono „Albo przestaniesz ryczeć, albo dostaniesz pasem po dupie. Co wybierasz?''.

Ogromny, szary, ciemny, smutny i niepomalowany budynek. Siejący grozę na całą ulicę Caminito oraz wysoka, szczupła kobieta, ubrana w granatową marynarkę, która odprowadza swoje dziecko do tego miejsca, by nauczyło się życia. ''Szkoła gwiazd 21'' zwana ''Szkołą życia 21'', nie jest miejscem przyjaznym. Zostawia się tu dzieci w wieku 10 lat, aż do 16 roku życia, by przez ten czas nauczono je, jak być silnym. Jak żyć, nie poddawać się, walczyć, a przede wszystkim wygrywać.
Kobieta uważa, że to najlepszy sposób, by uchronić swoją pociechę od zła tego okrutnego świata, by nigdy nie cierpiało. Przede wszystkim ma nadzieję, że tu nauczą ją, aby nie kochać i nie przywiązywać się do innych. Albowiem miłość jest najgorszym złem ze złych. Tak przynajmniej twierdzi Esmeralda.

*
- Witajcie, dusze, które mam zaszczyt kształtować! Nie rozumiem, dlaczego wasze twarze przybrały wyraz smutku. Bycie człowiekiem to naprawdę genialna zabawa, gwarantuję. Uczucia innych są od dziś waszymi zabawkami, rozumiemy się? Zapamiętajcie sobie raz na zawsze: Będąc człowiekiem - przeżyjecie, będąc sobą - zginiecie. Nie ma miejsca na dobro, szczerość, uczciwość. Ale za to jest miejsce na zło, kłamstwo i obłudę. Ale, ale! Moje niewykształcone duszyczki, nie ma co się martwić! Poradzicie sobie! Nawet z najlepszego osobnika potrafimy zrobić człowieka, wierzcie mi na słowo! Jakieś pytania?- rudowłosa kobieta uśmiecha się promiennie do grupy dzieci, składającej się z siedmiorga chłopców i pięciu dziewcząt. Chłopcy trzymają się razem, w jednej grupie. Dziewczęta zaś, są rozwiane po całej sali.

Nikt nie płacze. Nikt nic nie mówi, Tylko cisza. Głucha cisza z ich strony. Sparaliżował ich strach? Okropne miejsce.

- Och! Skarbeńki! Zapoznajcie się ze sobą, szybciutko! - woła druga... opiekunka? Natalia nie ma pojęcia kim są dla niej te kobiety, więc jak ma się do nich zwracać? W każdym razie musi przyznać, że pani, która nazwała ich skarbeńkami, przeraża ją o wiele bardziej, niż rudowłosa świruska. Jest tęga, włosy ma blond, proste jak druty, oczy piękne, niebieskie jak ocean. Usta zaś delikatnie maźnięte krwawoczerwoną szminką, a uśmiech... W nim znajduje się coś, co niepokoi dziesięciolatkę, jednakże jeszcze nie wie czym, to jest.

Wszyscy powoli podchodzą do siebie i próbują się zapoznać. Oprócz niej. Ona stoi sama w kącie, co jej odpowiada, bo lubi samotność. Odgania innych groźnym spojrzeniem, a może wyglądem? Wie, że jest brzydka, chociaż matka bezustannie powtarzała jej, iż jest najpiękniejsza na świecie. Jednakże Natalia ma świadomość, że te słowa były puste i miały na celu jedynie zbudowanie jej wiary w siebie. Nagle dostrzega chłopaka, który ewidentnie kieruje się w jej kierunku. Niewiele niższy od niej, ma na sobie nieco za duży garniturek i szary beret. Parska głośnym śmiechem. On jednak idzie dalej. Posyła mu najbardziej groźne spojrzenie, jakie tylko potrafi. Nic, dalej idzie. Tupie nogą, jak zawsze, gdy coś nie jest takie, jak ona chce. Ale on idzie dalej.

- Cześć! - szczerzy się, a ona zauważa, że nie ma on jednego z przednich zębów. Odrobinę ją to uspokaja, bo ona też niedawno straciła swojego, a stały jeszcze się nie pojawił.
- Hej - odpowiada drętwo i próbuje zwiać w inny kąt.

Nie bądź taka aspołeczna, kochanie.

- Ej, dlaczego uciekasz? - dziesięciolatek wygląda jakby miał się za chwilę rozpłakać. Smutne.
- Bo... Nie lubię ludzi. Ludzie są źli - mówi zimno i odwraca się plecami do chłopaka.
- Wiem. Ale jeszcze nie jesteśmy człowiekami, na razie jesteśmy sobą. Nie bój się - podaje jej dłoń, a ona niepewnie ją chwyta - Ja jestem Diego, a ty jak masz na imię?
- Mój pies wabił się Diego - uśmiecha się. - Ja jestem Natalia.
- A dlaczego nie Naty? Będę mówił na ciebie Naty.

Rozpromienia się i nie puszczając jego dłoni idzie z nim poznawać kolejnych członków Szkoły Życia 21. Nie są oni jednak tak mili i prawdziwi, jak Diego. Nie są już sobą.

Potem nadchodzi czas zbiórki i sprawdzanie listy obecności.
- Natalia Perdido?
- Obecna.

- Diego Hernandez?
- Obecny.

I tak jeszcze dziesięć ''obecna i obecny'' dobiega do uszu Argentynki.

- Ludmiła Ferro?

Cisza.

- Ludmiła Ferro? - powtarza głośniej rudowłosa kobieta.

Nadal cisza.

- Nie ma jej? - tym razem zwraca się do swojej blond wspólniczki.
- Była. Obiekt dotarł do ośrodka o 9; 37 - recytuje.

Nazwać dziecko obiektem?! Wszyscy, którzy umieścili tu dzieci powinni się leczyć. Nie daruję jej tego.

- Schowała się - syczy świruska.
- A moze uciekła, pse pani? - sugeruje niski chłopiec, o kawowych oczkach, w których nie ma strachu, lecz podniecenie.
- Stąd nie da się uciec, skarbeńku - mów swoim sztucznie życzliwym tonem blondynka, która jak się okazuje ma na imię Angelika.

*
Każdemu zostaje przydzielony oddzielny pokój. Natalia oddycha z ulgą, kiedy widzi niebieskie ściany i różowe łoże. Wreszcie coś, co nie wygląda jak miejsce, w którym ktoś umarł, myśli, i wtula swoją twarz w miękkie poduszki.
- Hej, sąsiadko - wita ją - nieco mniej beztroskim, ale jednak - uśmiechem Diego.
- Smutno tak samemu tutaj - mówi przyciskając do piersi pluszowego misia, którego dostała od ojca. Zanim odszedł.
- Bardzo, będę tęsknił za moim misiem, Severusem. Mami nie pozwoliła mi go zabrać - pociąga nosem, a Natalia ma wyrzuty sumienia.
- Ja mam dużo pluszaków. Chcesz? - proponuje wskazując na fioletową skrzynię w rogu pokoju. Diego podchodzi do niej niepewnym krokiem. Przeszukując zawartość natyka się na jakiś notes.
- Po co ci to? - pyta.
- To pamiętnik. Będę w nim zapisywać wszystko, co czuję i myślę. Nie chcę, żeby ci źli ludzie zrobili ze mnie człowieka, żebym była jak oni, ja chcę być sobą.
- Sobą - powtarza, a ona kiwa potakująco głową.
- Mogę tą? - pyta wyjmując ze skrzyni fioletową kaczkę.
- Jest twoja. - Uśmiecha się, po czym dodaje - Pod warunkiem, że będziesz odwiedzał mnie i mojego misia Aleksa regularnie.
- Ja i... - zastanawia się - I Dziobaty będziemy przychodzić codziennie.

Rozlega się głośny dźwięk dzwonów - chyba oznaczają czas na obiad.

- Musimy się zbierać - mówi smutno, a on niespodziewanie chwyta jej dłoń.

- Sobą? - pyta patrząc jej głęboko w oczy.
- Sobą - odpowiada.

_____________________________________________________________________

A nie mówiłam?
Ostrzegałam.
Nie wiem co mam powiedzieć, przepraszam nie wystarczy. 
Jest mi strasznie głupio przez Was i Wasze komentarze. Myśleliście, że to będzie ''łał'', a to jest proste opowiadanie, o nieco porąbanej tematyce. 
Przepraszam, wybaczcie.
Całuję.
Hasy

piątek, 22 sierpnia 2014

Prologue

- Boję się, mamusiu.
Boję się, że mnie nie polubią, że mnie odrzucą.
Boję się, że będę tam upokarzana.
Boję się, że będą dla mnie niemili.
Boję się, że będą aroganccy.
Boję się, że będą kłamali.
Boję się, że mnie zranią.
Boję się ludzi, mamusiu.

Wsunęła swoją bladą twarzyczkę pod poduszkę i zaczęła cicho płakać. Kobieta, którą uważała za matkę pogłaskała jedynie jej kruczoczarne loki i zaczęła recytować formułkę. Dziewczyna znała ją już na pamięć:

- Nie bój się, córciu.
Nie bój się odrzucenia, sama odrzucaj.
Nie bój się upokorzenia, upokarzaj.
Nie bój się chamstwa, stań się chamem, chamstwo niech stanie się twoim drugim imieniem.
Nie bój się arogancji, bądź arogancka.
Nie bój się fałszywej życzliwości, napluj jej w twarz, ty również bądź fałszywie życzliwa.
Nie bój się zranienia, bo jeżeli ktoś cię zrani, ty zranisz jego. Ale mocniej.
Nie bój się ludzi, moje dziecko, stań się człowiekiem, a nie istotą, którą jesteś teraz. Kruchą, dobrą, nie. Przestań taka być. ODWAŻ SIĘ BYĆ CZŁOWIEKIEM.

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
E, tak, tematyka to serial Violetta. :)
W rozdziale pierwszym wszystko się wyjaśni.
Zapraszam do czytania, komentowania, obserwowania. x
Hasy